Husaria - broń pancerna XVII wieku

 

Wojciech Kossak, Husaria hetmana Chodkiewicza w obronie Chocimia (1621), 1936Od husarzy wymagano nie tylko zręczności w posługiwaniu się kopią czy koncerzem, ale także szybkiej oceny sytuacji na polu walki. Dowódca szarży musiał zawsze brać pod uwagę teren, zależny od wyszkolenia poziom umiejętności swoich ludzi, a także możliwości koni. Dobór tych ostatnich stanowił nie lada problem. Były to rosłe i silne półkrwi araby, siodłane na sposób wschodni, nie ugniatający kręgosłupa zwierzęcia, co pozwalało unieść znacznie większy ciężar. Szkielet siodła polskiego miał po bokach dwie płaskie poziome deski, opierające się o boki konia, co dawało sporo wolnej przestrzeni między siedzeniem jeźdźca a grzbietem wierzchowca. Właśnie dzięki temu ciężar wyposażenia ochronnego nie wpływał ujemnie na tempo manewrów. A składał się na nie m.in. ważący 8–9 kg napierśnik o grubości dochodzącej do 7–8 mm, który przy początkowej słabej celności i małej skuteczności broni palnej zabezpieczał jeźdźca przed kulami.
Przeprowadzenie szarży wymagało podejścia do przeciwnika na odległość kilkuset metrów. W obawie przed skutkami salwy szeregi rozrzedzano, ścieśniając je dopiero w ostatniej fazie przed starciem. Zwykle podchodzono do nieprzyjaciela na odległość kilkuset metrów. Kłusem pokonywano pierwsze 200–300 m, przez kolejne 80–100 m jeźdźcy zmuszali konie do galopu, zwierając jednocześnie szeregi, by na ostatnich 60–80 m przejść w cwał, wbijając się w szeregi wroga. Dobry dowódca nie zwiększał tych odległości, gdyż po udanej szarży jeźdźców czekała go pogoń za uciekającymi albo – w razie klęski – konie musiały wynieść swych panów z pola bitwy. Jeśli, jak pod Kłuszynem, niektóre roty husarskie szarżowały nawet ośmio- czy dziesięciokrotnie, to oszczędzanie sił końskich było koniecznością.
Bronią zaczepną była mierząca 4–5 m kopia, po której skruszeniu chwytano za koncerz. Husarze posiadali pistolety, a nawet muszkiety. Jak pisał Szymon Starowolski: husarz drzewko porzuciwszy, służy za rajtara, zbroję zdjąwszy, za kozaka stanie.

ZŁOTA ERA

Swe walory husaria wykazała w wojnach polsko-szwedzkich w Inflantach. Jej wyższość nad karakolującą jazdą czy stosującą kontrmarsz piechotą potwierdziła bitwa pod Kircholmem 27 września 1605 roku. Nieliczne roty husarskie Wincentego Woyny wraz z rajtarią kurlandzką związały walką ponad 3 tys. piechoty szwedzkiej w centrum, podczas gdy klęskę Szwedom zadały uderzenia jazdy polsko-litewskiej ze skrzydeł. Na lewym Tomasz Dąbrowa, mający 910 jeźdźców (w tym 300 husarzy), zniósł zgrupowanie Fryderyka Mansfelda liczące 1 tys. rajtarów, na prawym zaś Jan Piotr Sapieha rozgromił rajtarów szwedzkich pod Henrykiem Brandtem (1200 ludzi). Nie pomogło użycie szwedzkiego odwodu, tym bardziej że w bok rajtarii ścierającej się z rotami sapieżynskimi uderzyły dwie chorągwie z drugiego rzutu Chodkiewicza, dowodzone przez Teodo-
ra Lackiego. Wynik starcia był przesą-dzony, a tratowana przez uciekających własnych jeźdźców piechota szwedzka została kompletnie unicestwiona.
Wielką rolę odegrała husaria w bitwie pod Kłuszynem 4 lipca 1610 roku, gdy rozbiła siły szwedzko-moskiewskie. Tym razem nie udało się przełamać ugrupowania nieprzyjaciela wstępną szarżą z powodu trudnych warunków terenowych. Opisał je hetman Stanisław Żółkiewski w Progressie wojny moskiewskiej: Płot był między nami długi, jako się wyżej wspomniało. Dziury jednak były w onym płocie, tak iż nam, gdyśmy do nich na potkania szli, przyszło onymi dziurami wypadać. Uczestnik bitwy, towarzysz chorągwi księcia Janusza Poryckiego Samuel Maskiewicz pisał, że szarże trzeba było powtarzać: to jedno przypomnę, do wierzenia niepodobne, że drugim rotom się trafiało razów óśm albo dziesięć przyjść do sprawy i potykać się z nieprzyjacielem.
Husaria, odnosząca sukcesy w pierwszej połowie XVII wieku w walkach ze Szwedami i Moskwą, znacznie mizerniej prezentowała się na teatrze ukraińskim, gdzie przychodziło toczyć boje z Tatarami. Ciężkie konie nie mogły dogonić lotnej ordy, unikającej starcia z przygotowanym przeciwnikiem. Zdaniem Żółkiewskiego (list do Wawrzyńca Gembickiego z 4 listopada 1618) Tatary gromić tak to niemal podobna, jako kiedy by kto chciał ptaki na powietrzu latające pobić. Trafi się czasem, że ptaka i kilku w powietrzu zabiją; toż samo jest i z Tatary. Do walki z ordą używano więc lżejszych chorągwi uzbrojonych po kozacku, a od połowy XVII wieku rot wołosko-tatarskich. Oczywiście, gdy nie zawiodło rozpoznanie i przeciwnik musiał bronić kosza z jasyrem, husaria znosiła czołowym atakiem czambuły, jak pod Martynowem w 1624 i Ochmatowem w 1644 roku.

OZNAKI ZMIERZCHU

W czasie wojny ze Szwedami w Prusach Królewskich blask husarii nieco przygasł. Pierwszą jej porażką zakończyła się bitwa pod Gniewem we wrześniu 1626 roku. Zbroje ochronne przestały chronić towarzystwo przed śmiercią. Już w trakcie kłusu na Polaków posypał się grad kul armatnich (pociski kartaczowe donosiły do ok. 300 m) i muszkietowych (donosiły skutecznie do 250 m). Zapewne na szwedzką nawałę ogniową złożyło się kilka salw muszkietowych odpalonych z bliskiej odległości (ok. 60 m). Wielkie straty pierwszego rzutu, szczególnie w koniach, spowodowały, że następne bez ataku odstąpiły od pozycji nieprzyjacielskich. Zaznaczmy, że w bitwie tej z ok. 3 tys. husarzy zawodowi żołnierze stanowili tylko szóstą część, na resztę złożyły się chorągwie powiatowe i magnackie o zróżnicowanym stopniu wyszkolenia. Nie da się jednak ukryć, że zasadniczą wadą wojsk polskich okazał się brak artylerii i trudny teren, uniemożliwiający rozwinięcie większej liczby rot husarskich.
Tymczasem taktyka jazdy szwedzkiej powoli upodobniła się do polskiej, co wyraźnie widać w czasie wojny z lat 1626–1629. Rajtaria po oddaniu salwy z pistoletów uderzała na białą broń. Przykre porażki Litwinów pod Walmojzą w 1625 oraz Stanisława Rewery Potockiego pod Górznem w 1629 roku są wymownym przykładem efektów reform wojskowych Gustawa Adolfa. Nadal jednak pozbawiona wsparcia ogniowego piechoty i artylerii jazda szwedzka nie mogła równać się z polską. Nawet sam Gustaw Adolf nie ustrzegł się przykrej porażki pod Trzcianą (25 czerwca 1629).
Tak czy inaczej, wojna w Prusach pokazała, że w konfrontacji z zachodnią sztuką wojenną Polacy pozostają w tyle pod względem organizacji działań i logistyki. Konieczny był rozwój artylerii i inżynierii. Stąd werbunki gotowych kompanii piechoty cudzoziemskiej, rajtarii i dragonii za granicą. Kontakt ze szwedzką i cesarską sztuką wojenną przyczynił się do podjęcia reform w przededniu wojny smoleńskiej z lat 1632–1634. Reformy Władysława IV: utworzenie autoramentu cudzoziemskiego oraz rozbudowa logistyki (inżynieria, architektura wojskowa, artyleria), tworzyły podstawy nowoczesnej armii, nie pozostającej w tyle za siłami zbrojnymi państw walczących w wojnie trzydziestoletniej. Słuszność tych rozwiązań podkreślał na sejmie 1634 roku hetman Krzysztof Radziwiłł. Odnosząc się do zmiany proporcji między piechotą i jazdą na korzyść tej pierwszej, stwierdzał: okazało się, jako mądre i potrzebne pedestrem militiam adiustar cudzoziemskiej instytuowałeś WKMść. Bo lubo to jeszcze pierwsze tej reformacji rudimenta były, wszakże konnemu wojsku odsieczy smoleńskiej i dalszym imprezom, ile w tak niesposobnych, jakie tam były, miejscach, wielce pomocne, a nieprzyjacielowi srodze straszne były.
Brak sukcesów husarii oraz ciężkie klęski ponoszone w starciach z siłami kozacko-tatarskimi w dobie powstania Chmielnickiego, począwszy od Żółtych Wód po Batoh, spowodowały spadek liczebny formacji husarskich. Sam Jan Kazimierz był przeciwny rozbudowywaniu tego typu jazdy, gdyż okazała się mało elastyczna na polu walki. Do rozpoznania walką i działań zaczepnych wystarczały roty pancerne, do pościgu – lekkie chorągwie typu wołosko-tatarskiego. Husarze okazali się nieprzydatni do działań oblężniczych (używano wtedy jazdy do dezorganizacji zaplecza przeciwnika), nie nadawali się też do służby garnizonowej, odmawiając pełnienia wart. Trudno było także zmusić towarzystwo chorągiewne do frontalnego ataku wspomagającego piechotę przy szturmowaniu umocnień nieprzyjacielskich. Uczestnictwo husarzy w zdobyciu Tykocina w styczniu 1657 roku należy do chlubnych wyjątków. Zmniejszenie liczby husarzy powetowano rozbudową rajtarii i dragonii – formacji ogniowych, wspierających działania piechoty autoramentu cudzoziemskiego. Dla przykładu: jeśli w dobie batalii beresteckiej w 18 rotach było 2240 koni husarskich, to w pierwszym kwartale 1655 liczba ta spadła do 822 koni w pięciu rotach.
Gdy przed sejmem czerwcowym 1654 roku ważyły się losy komputu, na ręce Jana Kazimierza wpłynął memoriał hetmana polnego Stanisława Rewery Potockiego – projekt powiększenia armii na potrzeby wojny z Moskwą. Zdaniem hetmana: ponieważ z Moskwicienem sprawa, starodawna polska armatura z kopijami potrzebna jest; rozumiałbym tedy, aby usarza było 3000, kozaków 18000, rajtaryjej 1000, piechoty cudzoziemskiej 6000, dragonii 4000, piechoty węgierskiej 4000. W projekcie stosunek zaciągu narodowego do cudzoziemskiego ma się jak 1 do 0,44 na korzyść tego pierwszego. Poważne zwiększenie liczby jazdy towarzyskiej może dziwić. Rozumiejąc to i znając przekonania króla, hetman powołuje się na specyfikę walk z Moskwą. Faktycznie zaś przewidując znaczną liczbę zaciągu krajowego, realizuje postulaty szlachty powtarzane w instrukcjach sejmikowych, gdzie domagano się zmniejszenia etatów w wojsku cudzoziemskim. Chodziło o stworzenie możliwości kariery wojskowej rzeszom średnio zamożnej i drobnej szlachty. Służba wojskowa gwarantowała wszak możliwość awansu, a zdobyte łupy mogły podreperować niejeden budżet rodzinny. Projektu hetmana nie zrealizowano i liczba husarzy nie zwiększyła się.

BABIE LATO W EPOCE WOJEN TURECKICH

Znaczenie husarii nieco wzrosło w dobie potopu. Na polach praskich 28–30 lipca 1656 roku rozegrała się największa batalia tej wojny. W drugim dniu z sił polsko-litewskich wydzielono "szpicę pancerną" w postaci 8 rot husarskich w sile ok. 800–900 koni. Mimo nie sprzyjających warunków terenowych atak rozwijał się pomyślnie, gdyż husarze dotarli do pierwszego rzutu sił szwedzko-brandenburskich, wprowadzając także zamieszanie w szwadronach drugiego rzutu. Brak wsparcia chorągwi pancernych oraz silny ogień boczny piechoty wroga zmusił atakujących do odwrotu. W czasach potopu husaria nie miała już więcej zabłysnąć, a pierwszoplanową rolę przejęły jednostki ogniowe z autoramentu cudzoziemskiego, szczególnie po tym, gdy począwszy od oblężenia Torunia w 1658 roku działania przeniosły się do Prus Królewskich.
Renesans husarii nastąpił w drugiej połowie XVII wieku, w trakcie działań przeciwko Turcji. Zwycięstwa pod Chocimiem w 1673 i Wiedniem w 1683 roku odbiły się głośnym echem w kraju i za granicą. W przededniu kampanii przeciw Turkom, w czasie sejmu koronacyjnego 1676 roku, Jan III przedstawił memoriał Sposób i porządek obrony Rzeczypospolitej podczas wojny tureckiej, w którym zaprezentował plan nowego komputu. Domagał się od sejmujących powiększenia liczby husarzy do 3 tys., ponieważ i teraźniejsza, i dawniejsza pokazała to na oko eksperiencja, że to jest robur militiae i może się nazwać sprawiedliwie Królestwa tego decus et praesidium, bo z nich i ozdoba, i obrona, a nade wszystko, że takiej milicjej żaden inszy naród nie ma i mieć nie może. Ta pochwalna
opinia jest przesadzona. Świadczą o tym głosy innych współczesnych pisarzy. Zakochany w staro-polskim sposobie wojowania Andrzej Maksymilian Fredro pisał w swych Konsyderacyjach około porządku wojennego: kopia dobra na spiśnika pieszego niemieckiego, na husarzów węgierskich i tureckie dzidy, dla rozerwania i przesiągnięcia długością swoją, lecz na rajtara niemieckiego, na Kozaka pieszego, na Tatrzyna konnego lepsza krótka rohatyna, bo dla lekkości tam i ówdzie łatwo się z nią obrócić. Analizując przemiany jazdy polskiej w drugiej połowie XVII wieku, Jan Wimmer zwrócił uwagę, że jej wartość bojowa stopniowo malała, a z braku "drzewek" husarze służyli z bronią palną, upodabniając się do arkebuzerów. Utrzymanie w kompucie koronnym tak dużej liczby husarzy tłumaczyć należy raczej przywiązaniem szlachty do tego robur militiae niż jego przydatnością do walk z ruchliwym przeciwnikiem – Tatarami.

UPADEK HUSARSKICH SKRZYDEŁ

Wraz z wybuchem wielkiej wojny północnej husaria stanęła ponownie przeciw jednej z najlepszych armii europejskich – Szwedom dowodzonym przez Karola XII. Już w bitwie pod Kliszowem (19 lipca 1702) okazało się, że nie potrafi przełamać pozycji przeciwnika uzbrojonego w nowoczesne karabiny skałkowe. Atak na pozycje szwedzkie wykonał pułk hetmański wraz z chorągwią husarską królewicza Aleksandra, pod komendą por. Jana Krosnowskiego. W skład grupy uderzeniowej wchodziły 4 roty husarskie i 6 pancernych o łącznej liczebności ok. 580 ludzi. Mimo morderczej salwy szwedzkiej husaria dotarła do szyków wroga. Po złamaniu kopii jeźdźcy ruszyli do ataku na białą broń, lecz nie zdołali przełamać szyku szwedzkiej kawalerii dowodzonej przez płk. Ridderchantza. Napływające szeregi rot pancernych nie poprawiły sytuacji. Zgodnie ze staropolską sztuką wojenną Krosnowski wycofał swe zgrupowanie na ok. 60–80 m, aby przygotować się do nowej szarży. Jednak piechota szwedzka zdążyła ponownie nabić broń i przywitała atakujących nawałą ognia. Jak pisał naoczny świadek: polskie skwadrony z gołemi brzuchami, jak na jatki prowadzone były. Resztki husarii i pancernych cofnęły się poza zasięg ognia, kończąc tym samym swój udział w bitwie.
Inny, zapewne gorszy, materiał ludzki, coraz większy upadek morale i dyscypliny powodowały, że strona polska nie mogła pochwalić się znaczącymi sukcesami. Honor i reputacja nie przeszkadzały dowodzącym zgrupowaniami jazdy narodowej uciekać przed Szwedami jak zające: dbano jedynie, aby nie dać się rozbić. Dlatego podstawowymi działaniami wojska koronnego były walki podjazdowe. Chorągwie husarskie nie odegrały większej roli w tego typu starciach. Zmiany w strukturze organizacyjnej rot husarskich (zmniejszenie pocztów towarzyskich do 1–2 koni) świadczą o postępującym zubożeniu kraju. Brak ducha walki wynikał nie tylko z przewagi taktycznej wojsk szwedzkich, ale przede wszystkim z niewiary we własne siły przy przewadze organizacji i wyszkoleniu karolińskich sił zbrojnych. Zgodnie z postanowieniem sejmu niemego 1717 roku w osiemnastotysięcznym kompucie wojska koronnego husaria miała liczyć 1000 koni. Wielkie przywiązanie braci szlacheckiej do tej jazdy spowodowało pozostawienie jej w kompucie, choć należało ją rozwiązać i zaciągnąć potrzebną piechotę. Husaria przetrwała jeszcze kilkadziesiąt lat, aż do połowy lat siedemdziesiątych XVIII wieku, gdy utworzono brygady kawalerii narodowej. Nadal jednak roty husarskie świetnie prezentowały się podczas parad i uroczystości pogrzebowych. To właśnie skłoniło Tadeusza Korzona do nazwania husarzy rycerstwem pogrzebowym wieku XVIII.

Mirosław Nagielski

Design by: Izabela Kurkiewicz

Copyright (c) 2006 - 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone.